na imię Jakóba-Filipa Izydora, syna panny Katarzyny Billot, a zatem wspomniany zamek Boursonne i należne do niego grunty są własnością tego dziecka,
— Co to ma znaczyć, Pitoux? — zapytała Katarzyna. Pojmujesz zapewne, że nie rozumiem z tego ani słowa?
— Przeczytaj drugi papier, powiedział Pitoux.
I Katarzyna rozkładając drugi papier, czytała co następuje:
„Zeznaję jako folwark Pisseleu z przynależnościami, zostały kupione i zapłacone przezemnie wczoraj, na imię obywatelki Anny-Katarzyny Billot i że tem samem folwark Pisseleu i jego przynależności przechodzą na jej własność.
,
— Na Boga! — zawołała Katarzyna, powiedz mi co to ma znaczyć lub oszaleję!
— To znaczy, rzekł Płtoux, że dzięki tysiącu pięciuset luidorcm, znalezionym onegdaj w starym fotelu ciotki Anieli, który porąbałem, by was rozgrzać za powrotem z pogrzebu, ziemia i zamek Boursonne nie wyjdą z rodziny Charnych, a folwarki i grunta Pisseleu z rąk rodziny Billot.
I wtedy Pitoux opowiedział Katarzynie to, o czem czytelnicy już wiedzą.
— Oh! rzekła Katarzyna, i miałeś odwagę spalić ten stary fotel, drogi Pitoux, mając tysiąc pięćset pięćdziesiąt luidorów na kupienie drzewa.
— Katarzyno, odpowiedział Pitoux, miałaś powrócić zaraz i byłabyś musiała czekać w zimnie, nimbym drzewa kupił i przyniósł.
Katarzyna otwarła ramiona; Pitoux popchnął w nie małego Izydora.