Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/141

Ta strona została przepisana.

uśmiech i wiem, co myślisz. Przypuszczasz, że byłam niesprawiedliwą w Wersalu, a jestem w Paryżu kapryśną.
— Niesprawiedliwość czy kaprys, — odparł Charny — dozwolone są kobiecie, tembardziej królowej.
— E!... mój przyjacielu, — powiedziała Marja Antonina z wdziękiem, jaki tylko oczom i głosowi nadać mogła, — wiesz dobrze, iż ta królowa nie może się obejść bez twej rady, ta kobieta bez twej przyjaźni.
I wyciągnęła doń rękę białą, trochę wychudłą, zawsze jednak godną służyć za model rzeźbiarzowi.
Charny ujął tę rękę królewską, pocałował z uszanowaniem i puścił ją, kiedy uczuł, że Marja Antonina dłoń jego zatrzymuje.
— A więc, tak... — rzekła biedna kobieta, jakby słowami na wzruszenie sobie odpowiadając — tak, byłam niesprawiedliwą, więcej jeszcze, byłam okrutną. Straciłeś w służbie mojej, kochany hrabio, brata, któregoś jak ojciec kochał. Powinnam go była płakać z tobą, ale strach gniew i zazdrość, cóż chcesz Olivierze, kobietą jestem!.. zatrzymały mi łzy w oczach... Sama jedna zato, nie widząc cię przez dni dziesięć, spłaciłam dług, płacząc po twym bracie; a na dowód patrz, mój przyjacielu, że jeszcze płaczę.
I Marja Antonina lekko w tył głowę przechyliła, aby Charny widział dwie łzy, co czyste jak diamenty spłynęły po twarzy, którą boleść oraz już rozpoczęła.
— Wierzcie mi, Najjaśniejsza Pani... — rzekł, — że wdzięczny jestem za to wspomnienie o mnie, za tę boleść po moim bracie, ale niestety, zaledwie mam czas wdzięczność tę moją wyrazić...
— Jakto, co pan chcesz powiedzieć?...
— Ze za godzinę, Najjaśniejsza Pani, opuszczę Paryż.
— O!... mój Boże!... opuszczasz nas jak inni, — zawołała królowa. — Emigrujesz, panie de Charny?...
— Niestety!... — odrzekł Olivier.
— Wybacz, mój przyjacielu, mówisz że jedziesz... dokąd jedziesz?....
— W misji, jaką mi Król raczył powierzyć.
— I opuszczasz Paryż?... — spytała królowa z obawą. — Na długo?
— Nie wiem tego, Najjaśniejsza Pani.
— Jedziesz pan... sam?... — zapytała.