— Olivierze!... — powtórzyła Marja Antonina — pójdź tutaj!...
Charny zbliżył się, chwiejąc.
— Chodź tu... bliżej., dodała królowa, spojrzyj mi w oczy... Nie kochasz mnie już, nieprawdaż?...
Dreszcz przeszedł Oliviera; przez chwilę sądził, że zemdleje.
Po raz pierwszy dumna kobieta i królowa przed nim się uginała.
W każdej innej okoliczności, padłby był na kolana przed Marją Antoniną, byłby ją przepraszał, ale po tem co zaszło między nim a królem, nie mógł tego uczynić.
— Najjaśniejsza pani, rzekł — zaszczycony, ufnością i dobrocią króla, byłbym nędznikiem, gdybym nie zapewnił Waszej królewskiej mości o moim szacunku i poświęceniu.
— Dobrze... hrabio... rzekła królowa, jesteś wolny, idź.
Charny wybiegł z pokoju, z jedną ręką na czole, drugą na piersi, szepcąc wyrazy, bez związku.
Królowa ścigała wzrokiem odchodzącego, myśląc, że wróci do niej, lecz nie wrócił.
Królowa zadzwoniła. Wszedł Weber.
— Pójdziesz, Weberze, na ulicę Coq-Héron, do pani hrabiny de Charny, i powiesz jej, że dziś wieczór chcę się z nią widzieć koniecznie. Panu Gilbertowi naznaczysz posłuchanie na jutro rano.
I ręką odprawiła Webera.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/143
Ta strona została przepisana.