Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/148

Ta strona została przepisana.

ska mość miała litość nad swą wierną sługą, oszczędziła by jej wspomnień, które ona od siebie oddaliła; od nikogo, nawet od Boga, nie żądam pociechy, bo i Bóg nawet nie leczy pewnych boleści.
Królowa utkwiła w Andrei wzrok czysty i głęboki.
— Pewnych boleści! rzekła, masz więc inne, oprócz tych, któreś mi powierzyła?
Andrea nic nie odpowiedziała.
— Nadszedł czas wyjaśnienia i dlatego cię wezwałam rzekła królowa. Kochasz pana de Charny?
Andrea zbladła jak trup.
— Tak!... — rzekła.
Królowa krzyknęła jak lwica raniona.
— A odkąd go kochasz?
— Od pierwszego widzenia.
Królowa cofnęła się z przestrachem przed marmurowym posągiem, który przyznawał, że ma duszę.
— O! rzekła — i milczałaś?
— Wiecie o tem lepiej, niż kto inny, Najjaśniejsza Pani.
— Tak... a teraz widzę, bo mnie już nie kocha. To chciałaś powiedzieć, nieprawdaż?
— Miłość lub obojętność pana hrabiego de Charny, są jego tajemnicą; nie do mnie, odkrywać ją należy, odparła Andrea.
— O! nietylko jego tajemnicą, bo sądzę, że ci ją dziś rano zwierzył, rzekła z goryczą królowa.
— Nie widziałam pana de Charny dziś rano.
Królowa zagłębiła w Andrei wzrok przenikliwy.
— Chcesz powiedzieć, że nie wiesz o odjeździe hrabiego?
— Wiem, Najjaśniejsza Pani, napisał do mnie list.
— A tego listu hrabiego zapewne nie masz przy sobie? — spytała królowa.
— Mylisz się, Najjaśniejsza Pani, oto jest.
Królowa czytała:

„Odmówiłem posłannictwa, które przedtem mi ofiarowano; myślałem bowiem, biedny szaleniec, że jakieś współczucie zatrzymuje mnie w Paryżu; ale odtąd, gdy przekonałem się niestety, że jest przeciwnie, z radością oddalam się od serc, którym jestem obojętny.