Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/153

Ta strona została przepisana.

remi słuchać było głosy także kobiet, powtarzały w nadziei radującego serca tłumów widoku:
— To głodziciel! Śmierć mu! Na latarnię.
Nagle Weber uczuł gwałtowne wstrząśnienie i ujrzał fale ludzką, nadciągającą z ulicy Kanonicznej, ujrzał żujący wodospad, pośród którego szarpał się jakiś nieszczęśliwy blady i w rozdartem odzieniu.
Przeciw niemu to cały lud ten powstawał, przeciw memu podnosiły się te wrzaski, wycia i groźby.
Jeden człowiek, który bronił nieszczęśliwego przed tym tłumem; sam jeden stawiał opór potokowi ludzi.
Tym człowiekiem, był Gilbert.
Niektórzy z pośród tłumu, poznając go krzyczeli:
— To doktór Gilbert, patrjota, przyjaciel pana de Lafayette i pana Bailly. Słuchajmy doktora Gilberta!...
Na taki krzyk, chwilowa cisza zapanowała na falach, a Weber korzystał z niej, aby się dostać do Gilberta.
Udało mu się to z wielką trudnością.
— Panie doktorze!... — zawołał kamerdyner.
Gilbert obejrzał się w stronę skąd głos pochodził.
— Ach! — rzekł, to ty, Weberze.
I dając mu znak, aby się przybliżył i szepnął:
— Idź, powiedz królowej, że przyjdę później może niż sie spodziewa. Muszę ocalić człowieka.
— Tak, tak!... — zawołał nieszczęśliwy dosłyszawszy ostatnie słowa, ocalisz mnie, nieprawdaż doktorze? Powiedz im, żem niewinny! Powiedz, że młoda żona moja jest w ciąży!... Przysięgam, że nie chowałem chleba, doktorze!...
— Przyjaciele! — zawołał Gilbert, walcząc z nadludzką siłą przeciw szaleńcom, ten człowiek jest, jak wy francuzem, jak wy obywatelem; nie można, nie trzeba go mordować nie wysłuchawszy, prowadźcie go do okręgu a potem, zobaczymy...
— Tak! — zawołało kilka głosów, które poznały doktora.
— Panie Gilbercie! — rzekł kamerdyner królowej, pójdę uprzedzić oficerów okręgowych, to dwa kroki stąd, za pięć minut przybędę.
I zginął w tłumie, nie czekając nawet przyzwolenia Gilberta.
Tymczasem kilka osób pomagało doktorowi i z ciał