Ta strona została przepisana.
którego poznał, wsunął mu rękę bilecik, położył palec na ustach i oddalił się w stronę arcybiskupstwa.
Chciał widocznie zachować incognito; ale jakaś przekupka, poznała go i krzyknęła:
— E!.. to poczciwy Mirabeau!...
— Niech żyje Mirabeau!... — zawołało naraz pięćset głosów; — niech żyje obrońca ludu!... niech żyje patrjota!...
Ogon orszaku, towarzyszącego głowie biednego François, posłyszawszy okrzyk, cofnął się aby towarzyszyć panu Mirabeau do drzwi arcybiskupstwa.
Był to Mirabeau w rzeczy samej. Udając się na posiedzenie Zgromadzenia, napisał on na bufecie u kupca winnego bilet do Gilberta, by mu go do mieszkania odesłać.