Gilbert szedł za przewodnikiem, aż do połowy wyniosłości.
Tu znaleźli się wobec dużego i pięknego domu. Przewodnik wydobył klucz z kieszeni, otworzył małą furtkę i zostawił ją uchyloną.
Gilbert wszedł za nim.
Wszedłszy, Gilbert znalazł się w korytarzu o ścianach wielce ozdobnych, nogi jego posuwały się po miękkim dywanie tureckim.
Na lewo stały drzwi otwarte.
Domyślił się Gilbert, że te drzwi otworem stoją dla niego i wszedł do salonu wybitego atłasem indyjskim, ze sprzętami okrytymi tąż samą materją. Jedyny obraz zdobił ten salon. Wyobrażał Najświętsze Dzieciątko Rafaela.
Gilbert podziwiał właśnie to arcydzieło, kiedy usłyszał, a raczej odgadł, że drzwi otwierają się za nim. Obejrzał się i poznał Cagliostra, wychodzącego z dużego pokoju.
Dosyć mu było chwili by zmyć oczernienie rąk i twarzy, włosom jeszcze dotąd ciemnym nadać układ najarystokratyczniejszy i zmienić strój zupełnie.
Nie był to już robotnik o rękach czarnych. Był to pan wytworny...
Cagliostro podszedł z obliczem otwartem i uśmiechniętem i wyciągnął ręce do Gilberta.
Gilbert rzucił się w jego objęcia.
— Drogi mistrzu! — rzekł.
— O — za pozwoleniem — śmiejąc się, powiedział Cagliostro ty, kochany Gilbercie, odkądśmy się nie wi-
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/17
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ IV.
FATALNOŚĆ.