Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/183

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXIX.
KLUB JAKOBINÓW.

W dwie godziny po rozmowie wyżej opisanej, pojazd bez liberji, bez herbów, zatrzymał się przed gankiem kościoła św. Rocha.
Wysiadło z niego dwóch ludzi czarno ubranych, jak chodzili wtedy członkowie stanu trzeciego i przy żółtawem świetle latarni doszli ulicą św. Honorjusza do małej furtki klasztoru Jakobinów.
Zresztą, jeżeli nasi czytelnicy odgadli, że tymi dwoma ludźmi byli doktor Gilbert i hrabia Cagliostro, czyli bankier Zannone, jak siebie wówczas nazywać kazał, nie potrzebujemy mówić czemu się u tej furtki zatrzymali, kiedy ona była celem ich wycieczki. Mogli tylko wreszcie iść za tłumem, bo tłum był wielki.
— Czy chcesz wejść do nawy, czy zadowolnisz się miejscem w trybunach? — spytał Cagliostro Gilberta.
— Myślałem, że nawa zachowaną bywa dla samych członków stowarzyszenia.
— Bezwątpienia; ale ja należę przecie do wszystkich stowarzyszeń! — rzekł, śmiejąc się Cagliostro; — a jeżeli ja, to i moi przyjaciele!... Oto bilet wejścia dla ciebie; ja zaś potrzebuję tylko szepnąć słówko.
— Poznają w nas obcych i każą się nam wynieść... — zauważył Gilbert.
— Naprzód muszę ci powiedzieć to, o czem widać nie wiesz, kochany doktorze, iż stowarzyszenie Jakobinów od trzech miesięcy założone, liczy sześćdziesiąt tysięcy członków we Francji, a nim rok upłynie, będzie ich miało czterysta tysięcy ;oprócz tego, mój drogi, — mówił Cagliostro z uśmiechem, — jest tu prawdziwy Wielki Wschód,