— Jeszcze raz pytam, co on zrobił?...
— Czy pamiętasz ten dzień, kiedy duchowieństwo przyszło do Zgromadzenia prosić podstępnie stan trzeci, zawieszony przez królewskie veto, aby rozpoczął swe prace?...
— Pamiętam.
— A więc, przeczytaj mowę, którą dnia tego miał młody adwokat z Arras, a zobaczysz, czy nie ma przyszłości w tej gwałtownej goryczy, co go wymownym uczyniła.
— Ale odtąd?...
— Odtąd?.... A!... to prawda. Musimy skoczyć od maja do października. Kiedy piątego, Maillard, delegowany przez kobiety z Paryża, przyszedł w imię swych klijentek przemawiać do Zgromadzenia, wszyscy członkowie siedzieli nieruchomie i milczący, jeden tylko ten młody adwokat pokazał się najbardziej cierpkim i najśmielszym ze wszystkich. Wszyscy mniemani obrońcy ludu zamikli; on powstał dwa razy: raz wśród zgiełku: drugi raz wśród ciszy. Poparł Maillarda, który mówił w imię głodu i o chleb prosił.
— Prawda — rzekł Gilbert zamyślony, to coraz groźniejsze; ale może się zmieni.
— O!... kochany doktorze, nie znasz tego nieskażonego, jak go później nazywać będą, zresztą, któżby chciał kupić młodego adwokata, którego każdy wyśmiewa?... Człowiek ten, który później — słuchaj Gilbercie, co ci mówię — postrachem będzie Zgromadzenia, dziś jest celem szyderstw i pośmiewiska. Uznała to szlachta jakobińska, że pan de Robespierre jest śmiesznym w Zgromadzeniu; jest tym, który wszystkich bawi i bawić powinien; tym, z którego każdy śmiać się może i powinien. Wielkie zgromadzenia często się nudzą, potrzeba jakiego błazna dla ich rozweselenia... W oczach Lamethów, Casalesa, Manry, Barnave’a, Duporta, pan de Robespierre jest niedołęgą. Przyjaciele zdradzają go, uśmiechając się zcicha, nieprzyjaciele głośno go wyszydzają; kiedy on mówi, wszyscy mówią; kiedy on głos podnosi, wszyscy krzyczą; potem kiedy zawsze po stronie prawa, zawsze w obronie jakiej zasady, wypowiadał mowę, której nikt nie słuchał, jakiś członek nieznany, w którego mówca wlepił wzrok skośny, pyta ironicznie o wrażenie rozprawy. Jeden tylko z jego kolegów rozumie go, jeden tylko!... Zgadnij który?... Mirabeau. — Ten człowiek daleko zajdzie, powiedział
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/190
Ta strona została przepisana.