ze wszystkich tu obecnych osobistości, młody adwokat z Arras, pan de Robespierre, najwięcej zajęcia dostarczy temu narzędziu.
— Doprawdy, hrabio... rzekł Gilbert, jesteś przerażający; i jeżeli twój Cezar nie pocieszy mnie po Brutusie, gotów jestem zapomnieć, poco tu przyszedłem. Przepraszam, ale co się stało z Cezarem?...
— Patrz, stoi oto tam. Rozmawia z człowiekiem, którego jeszcze nie zna, a który później na los jego wielki wpływ wywrze. Człowiek ten nazywa się Barras; zapamiętaj dobrze to nazwisko.
— Nie wiem, czy się nie mylisz, hrabio — rzekł Gilbert, ale w każdym razie dobrze wybierasz typy. Twój cezar ma rzeczywiście czoło do korony, a te oczy, których wyrazu uchwycić nie mogę...
— Tak, bo patrząc wewnątrz, są to ludzie, którzy przyszłość odgadują, doktorze.
— I cóż on mówi do Bairasa?
— Że gdyby bronił był Bastylji, nie zdobytoby jej nigdy.
— Więc on nie jest patrjotą?
— Ludzie tacy jak on, nie chcą nic, póki nie zostaną wszystkiem.
— Gilbercie... rzekł Cagliostro, wyciągając rękę ku Robespierrowi, — jak ten wzniesie rusztowanie Karola I-go, tak tamten, — i wskazał na Korsykanina z gładkimi włosami, — odbuduje tron Karola Wielkiego.
— Tak więc, zawołał Gilbert zniechęcony, nasza walka za wolność jest bezużyteczną?
— Więc to będzie jakiś Tytus, Marek Aureljusz, bożek pokoju, który przyjdzie pocieszyć świat po wieku spiżowym?
— To będzie razem Aleksander i Hannibal. Zrodzony podczas wojny, przez wojnę wzrośnie i przez wojnę upadnie. Wyzwałem cię, abyś policzył, ile krwi kosztować będzie szlachtę i duchowieństwo, krew Robespierra; weź krew, którą stracą szlachta i księża, mnóż a mnóż ciągle, a jeszcze nie doliczysz się tej rzeki, tego morza krwi, którą przeleje ten człowiek z pięćkroćstotysięczną armią, w trzydniowych bitwach, przy stupięćdziesięciu tysiącach strzałów armatnich.
— I cóż wyniknie z tego zgiełku, dymu chaosu?
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/192
Ta strona została przepisana.