Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/193

Ta strona została przepisana.

— To, co wynika z każdej Genezy, Gilbercie; polecono zagrzebać świat stary; dzieci nasze zobaczą narodziiny nowego; ten człowiek jest olbrzymem, który drzwi niestrzeże; jak Ludwik XIV, jak Leon X, jak August, nie swoje nada on wiekowi, który otworzy.
— Jakże się nazywa ten człowiek? — spytał Gilbert, pojmnany pewnością Cagliostra.
— Teraz nazywa się tylko Bonaparte; ale kiedyś nazywać się będzie Napoleonem!
Gilbert skłonił głowę na ręku i zadumał się tak głęboko, że nie spostrzegł nawet, iż posiedzenie zostało otwarte że jeden z mówców wchodził na trybunę...
Godzina upłynęła, gdy uczuł silną rękę na swem ramieniu zaciśniętą.
Odwrócił się. Cagliostro zniknął, na jego miejscu stal Mirabeau.
Mirabeau z twarzą od gniewu zmienioną.
Gilbert patrzył nań pytająco.
— I cóż?... — rzekł Mirabeau.
— Co się stało? spytał Gilbert.
— Stało się, że jesteśmy wyszydzeni, zdradzeni; stało się, że dwór mnie nie chce, że pana oszukali, a mnie wzięli za głupca.
— Nią rozumiem cię, hrabio.
— Nie słyszałeś pan zatem?...
— Czego?
— Powziętego postanowienia!
— Gdzie?
— Tutaj!
— Jakiego postanowienia?
— Spałeś pan?
— Nie... — rzekł Gilbert... — marzyłem.
— A więc, w odpowiedzi na mój wniosek dzisiejszy, czy proponuje wzywać ministrów, do zasiadania na naradach narodowych, trzej przyjaciele króla zażądają, aby jeden członek Zgromadzenia nie mógł być ministrem przez cały ciąg posiedzenia. A więc ten gmach z taką trudnością wzniesiony, runie za kapryśnym podmuchem Jego królewskiej mości Ludwika XVI; ale... — mówił Mirabeau, wyciągając, jak Ajax pięść zaciśniętą ku niebu; — ale przysięgam na moje nazwisko Mirabeau, oddam im to, i je-