Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/212

Ta strona została przepisana.

gwardje francuskie połączyły się z ludem, by zamienić strzały z Niemcami pana Lambesque i Szwajcarami pana Bezenval.
Trzyma on w ręku całą talję kart i przerzuca takowe.
Obok leży karton podziurawiony mnóstwem zakłóć, do którego, przewracając karty, zagląda ustawicznie.
Kobieta ubrana jest w starą suknię jedwabną; nędza jej jest tem straszniejszą, że ukazuje się ze szczątkami zbytku. Włosy ma podniesione w górę i splecione w warkocz, spięty grzebieniem miedzianym, niegdyś złoconym; ręce czyste, i przez czystość zachowały, a raczej zyskały pewien wygląd arystokratyczny; paznogcie, które baron de Taverney w swym grubym realizmie nazywał rogiem, zręcznie są zaokrąglone w kończynach; nareszcie pantofle wyblakłe, w niektórych miejscach przetarte, niegdyś haftowane jedwabiem i złotem, igrają na jej nogach, okrytych szczątkami pończoch ażurowych.
Co do twarzy, powiedzieliśmy, że była to twarz kobiety 34-ro letniej, która, gdyby ją utrzymywano artystycznie, według mody ówczesnej, pozwoliłaby właścicielce nadać sobie wiek, jakiego kobiety trzymają się z wszelkim wysileniem, stosownie do umiejętności, to jest wiek lat dwudziestu dziewięciu. Ale twarz ta, pozbawiona bielidła i czerwieni, a przez to ogołocona ze wszelkich środków, osłaniających boleści i nędze, okazuje pięć lub sześć lat wyżej wieku.
Twarz ta, jakkolwiek wyblakła, wprowadza cię w zadumę; nie możesz zdać sobie sprawy, w jakim pałacu złocistym, w jakiej sześciokonnej karecie, w jakim pałacu złoskim pyle, widziałeś tę twarz ongi promienną?
Dziecko ma lat pięć. Włosy jego spływają w kiędziorkach jak u cheruba, lica okrągłe jak jabłuszko, oczy djabelskie matki, usta łakome ojca, lenistwo i kaprysy obojga.
Chłopczyk ubrany w resztkę stroju aksamitnego, zajada kawałek chleba, nasmarowany konfiturami i wyskubuje szczątki pasa trójkolorowego, z frendzlą miedzianą, w dno starego kapelusza z pilśni szaro-perłowej.
Wszystko to oświetlone jest świecą o knocie olbrzymim, osadzoną w butelce pustej, tak, iż człowiek z kartami mieści się w świetle, reszta zaś izby pozostaje w półmroku.
Ponieważ według naszego przewidywania, oględziny golem okiem nic nas nie nauczyły, posłuchajmy zatem.