Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/223

Ta strona została przepisana.

— No! czym ci nie mówiła, — odezwała się Nicolina, — że wplączesz się w zły interes?...
— Więc znacie ten interes, panno Legay? — zapytał Cagliostro.
— Nie, panie hrabio, ale... jak się on tylko ukrywa przede mną z jakim interesem, musi to być zły interes, mogę ręczyć za to.
— Mylicie się, kochana parnio Legay; przeciwnie ten interes może być doskonałym.
— Nieprawdaż? — zawołał Beausire. — Pan hrabia jest szlachcicem i pan hrabia rozumie, że całej szlachcie zależy na tem...
— Ażeby ci się udało. Prawda, że całemu ludowi znowu zależy na tem, ażeby się nie udało. Wierzaj mi kochany panie Beausire, że daję ci radę prawdziwie przyjacielską — wierzaj mi, nie przyjmuj strony ani szlachty, ani ludu.
— Czyjąż zatem?
— Swoją własną.
— Moją?
— Oczywiście, twoją — poparła Nicolina. — Dosyć już myślałeś o innych, czas, byś pomyślał o sobie!
— Słyszysz pan, panna Legay mówi jak Demostenes. Pamiętaj, panie de Beausire, że każdy interes ma dobrą i złą stronę: dobrą dla jednych, złą dla drugich. Interes, jakikolwiek on jest, nie może być złym dla wszystkich, ani dla wszystkich dobrym: chodzi więc o to, ażeby się znaleźć po stronie dobrej.
— Czyż ja nie znajduję się po stronie dobrej, co?
— Niezupełnie, panie Beausire, a nawet wiele do tego brakuje. Dodam nawet, że gdybyś się pan zaciął, a wiesz, żem ja prorok potrochu, to na ten raz nie chodziłoby już o honor, nie chodziłoby o majątek; chodziłoby wprost o życie... I prawdopodobnie poszedłbyś na szubienicę.
— Panie! — rzekł Beausire, obcierając pot spływający mu po czole, — szlachcica nie wieszają.
— To prawda; lecz ażeby zyskać ucięcie głowy, kochany panie Beausire, musiałbyś szlachectwo udowodnić, coby może potrwało długo; trybunał znudziłby się czekając i kazałby cię powiesić tymczasowo. Możesz mi pan na to odpowiedzieć, że mniejsza o mękę, kiedy sprawa piękna. Ale...