— Jednakże... — wybełkotał Beasire coraz bardziej strwożony.
— Tak: jednakże pan nie jesteś tak bardzo przywiązany do swych przekonań, ażeby za nie poświęcać życie; rozumiem. Wszak życie mamy jedno.
— Panie hrabio! zdobył się nareszcie Beausire, — podczas krótkich z wami stosunków zauważyłem, że macie sposób mówienia o rzeczach, na które włosyby na głowie powstać mogły, gdybyście trafili na człowieka bojaźliwego.
— O! nie mam tego na myśli, — odezwał się Cagliostro, — wreszcie pan nie jesteś bojaźliwy.
— Nie! — odpowiedział Beausire, — ani słowa; są jednak pewne okoliczności...
— Rozumiem; naprzykład te, kiedy ktoś ma za sobą galery za kradzież, a przed sobą szubienicę za zbrodnię obrazy narodu, jak dziś nazwanoby zbrodnię mającą, przypuszczam, na celu uwiezienia króla.
— Panie! panie! — zawołał Beausire przerażony.
— Niegodziwy! toś ty na tem uwiezieniu budował złote marzenia! — rzekła Olivia.
— I niezupełnie się mylił, kochana pani; tylko, powiedziałem, każda rzecz ma dwie strony: dobrą i jasną i ciemną. Pan de Beausire zbłądził w tem, że się czepił strony ciemnej, złej: niech się odwróci i koniec.
— Czy jeszcze czas? — zapytała Nicolina.
— Zapewne.
— Cóż mam uczynić, panie hrabio? — powiedział Beausire.
— Zrób jedno przypuszczenie, kochany panie — rzekł Cagliostro, zmieniając ton.
— Jakie?
— Przypuść, że twój spisek upada; przypuść, że wspólnicy człowieka zamaskowanego i człowieka w ciemnym płaszczu są ujęci; przypuść, bo wszystko przypuszczać można w naszych czasach, że skazani są na śmierć... nie, niecierpliw się; przypuść, że jesteś jednym z tych wspólników, że masz powróz na szyi i że w odpowiedzi na twe ubolewania, boć w podobnem położeniu, człowiek, żeby nie wiedzieć jak odważny, zawsze trochę ubolewa...
— Dokończ, panie hrabio, błagam cię, już mi się zdaje, że się duszę.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/224
Ta strona została przepisana.