Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/244

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXXVII.
GDZIE MOWA JEST ZGOŁA O CZEM INNEM NIŻ O ŚLUSARSTWIE.

Ludwik XVI nie wyszedł tym razem z kuźni schodami zewnętrznemi i wspólnemi dla całej służby; ale schodami tajemnemi, których sam wyłącznie używał.
Schody te prowadziły do jego gabinetu, gdzie miał swą pracownię.
Jeden ze stołów tego gabinetu, okryty był wielką mapą Francji, dowodzącą, że król często już badał drogę najkrótszą, lub najłatwiejszą dla wyjścia z królestwa.
Ale dopiero na samym dole i po zamknięciu drzwi za sobą i robotnikiem slusarskim, Ludwik XVI, rzuciwszy badawczym wzrokiem po gabinecie, zdał się poznawać swego towarzysza, idącego z kaftanem na ramieniu i czapką w ręku.
— Jesteśmy nareszcie sami, kochany hrabio, rzekł. — Niech ci najsamprzód powinszuję twej zręczności i podziękuję za twe poświęcenie.
— A mnie niech wolno będzie przeprosić Najjaśniejszego Pana, że, nawet w jego służbie śmiem przedstawiać się w podobnym stroju i przemawiać do Waszej królewskiej mości tak, jak to przed chwilą czyniłem.
— Mówiłeś, jak przystało na dzielnego szlachcica, mój kochany Ludwiku; a jakikolwiek jest ubiór, zawsze pod nim bije serce prawe. Nie mamy niestety czasu do stracenia; nikt, nawet królowa, nie wie o twej obecności tutaj, nikt nas nie podsłuchuje, powiedz mi prędzej, co cię sprowadza.
— Wszak Najjaśniejszy Pan posyłał do mego ojca oficera służbowego?...