Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/245

Ta strona została przepisana.

— Tak, pana de Charny.
— Miał on list z sobą...
— Nic nieznaczący, przerwał król, był to tylko wstęp do ustnego polecenia.
— To ustne polecenie spełnił on, i dlatego, ażeby wykonanie było pewniejszem, oraz w nadziei, że będę mógł się osobiście rozmówić z Najjaśniejszym Panem, z rozkazu ojca wybrałem się do Paryża.
— Jesteś więc uwiadomiony o wszystkiem?...
— Wiem, że król w danej chwili chce być pewnym możności opuszczenia Francji.
— I że liczy pod tym względem na margabiego de Bouillé, jako na człowieka, który mu najlepiej dopomóc może w tym zamiarze.
— Ojciec mój jest dumny i wdzięczny za uczyniony mu zaszczyt, Najjaśniejszy Panie.
— Mówmy o rzeczy głównej. Jak mu wydaje się mój zamiar?...
— Hazardowym, wymagającym wielkich ostrożności, ale nie niepodobnym.
— Najsamprzód... — zauważył król, ażeby współdziałanie pana de Bouillé mogło mieć tę skuteczność, jaką obiecuje prawość i poświęcenie, czy nie należałoby, oprócz dowództwa w twierdzy Metz, oddać pod jego zawiadywanie kilku prowincyj, a nadewszystko Franche-Comté?...
— Takie jest zdanie ojca, Najjaśniejszy Panie, i szczęśliwy jestem, iż król pierwszy wyraził w tym względzie, margrabia obawiał się ażeby król nie przypisał ambicji osobistej...
— Alboż to ja nie znam bezinteresowności twojego ojca?... Czy umawiał się z tobą o drogę?...
— Przedewszystkiem, Najjaśniejszy Panie, ojciec mój obawia się jednej rzeczy...
— Jakiej?...
— Ażeby nie przedstawiano Waszej królewskiej mości kilku projektów ucieczki, ze strony Hiszpanji, Cesarstwa, lub Turynu, i ażeby te projekty nie krzyżowały jego projektu; który chybić tym sposobem może przez jakąś z okoliczności przypadkowych, idących skutkiem zazdrości lub nieroztropności stronnictw.
— Mój kochany Ludwiku, przyrzekam ci, że pozwolę wszystkim intrygować około siebie; jest to najsamprzód