Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/255

Ta strona została przepisana.

się przy moście Sewrskim. Zatrzymanie to mogło nawet uważane być jako potrzebne, ponieważ karczma leżała jakby w pół drogi.
— Aha, rzekł, to dobrze; tom ja tedy uszedł już pół drogi.
— Tak, dzięki mnie — odparł płatnerz.
— Jakto, dzięki wam?... — zapytał Gamain. — A któż wy jesteście?
Gamain spojrzał na towarzysza z większą jeszcze, niż przedtem uwagą.
— Czekajcie no, czekajcie, — rzekł, — zdaje mi się, że was już gdzieś widziałem. Ale gdziem ja was widział..! gdziem was widział?... Oto tu...
— Doskonale.
— Kiedym was widział? Czekajcie no, a jużci że to wtedy kiedym powracał z Paryża, po robocie... sekretnej...
— Bardzo dobrze. A teraz kto ja jestem?
— Kto wy jesteście? Jesteście człowiekiem, który mi ufundował wina, więc dobrym człowiekiem: tak! daję wam na to rękę.
— Tem chętniej ją przyjmuję, — odparł nieznajomy, — iż od ślusarza do płatnerza, to nie dalej jak długość ręki.
— A! dobrze, dobrze; teraz przypominam sobie wybornie. Było to 6-go października, kiedy król wracał do Paryża, mówiliśmy nawet o nim owego dnia.
— Rozmowa z wami była bardzo interesującą, mistrzu Gamainie. Chcę też z niej korzystać jeszcze, zapytam was coście robili przed godziną, leżąc jak długi wpoprzek gościńca, o dwadzieścia kroków od dorożki jadącej, która, gdyby nie ja, przecięłaby was była na dwoje Czy macie jakie zmartwienie i chcieliście życie sobie odebrać.
— Ja? życie sobie odebrać?... Czy pewni jesteście, żem ja tam leżał?
— A toż popatrzcie na siebie.
Gamain spojrzał na ubranie.
— Ho! ho! — rzekł, pani Gamain będzie się gniewała. Mówiła mi wczoraj: „Nie bierzże nowego ubrania; włóż stary kaftan; dobry on do Tuillieries“.
— Jakto! do Tuilliers? — powiedział nieznajomy. — Toście wy wracali z Tuilleries, kiedym was spotkał.
— A jużci tak —odpowiedział — wracałem z Tuillieries.