słowu, pozwolił, ilekroć Beausire przyniesie jaką wiadomość interesującą, żeby po otrzymaniu zapłaty za nią w złocie z jego ręki, poszedł po nagrodę w miłości do mieszkania panny Olivii.
Wszystko więc szło według życzeń hrabiego, a nawet powiedzielibyśmy, według życzeń Beausira, kiedy ku końcowi grudnia, w godzinie wcale niewczesnej, bo o szóstej zrana, doktor Gilbert pracujący już od półtorej godziny, usłyszał trzykrotne stukanie do drzwi, a po odstępach zachowanych między niemi poznał, że nawiedzający jest bratem wolnomularzem.
Poszedł otworzyć.
Po drugiej stronie drzwi stał hrabia Cagliostro, z uśmiechem na ustach.
Gilbert nigdy bez pewnego dreszczu nie spotykał się z tym tajemniczym człowiekiem.
— Ah! to ty, hrabio? — rzekł.
A czyniąc wysiłek i podając mu rękę:
— Witam cię sercem — dodał — w którejbądź porze i z jakiejbądź przyczyny przybywasz.
— Przyczyną, dla której przybywam, kochany Gilbercie — rzekł hrabia, — jest chęć zaprowadzenia cię na pewne doświadczenie filantropijne, o którem już wspomniałem.
Doktor daremnie usiłował przypomnieć sobie, o jakiem doświadczeniu mówił mu hrabia.
— Nie pamiętam, — rzekł.
— Pójdź wszelako, kochany Gilbercie: bądź spokojny, nie trudziłbym cię daremnie... Spotkamy tam wreszcie, gdzie cię zaprowadzę, dobrych znajomych.
— Kochany hrabio, — powiedział Gilbert, — wszędzie, dokąd mnie zechcesz poprowadzić, idę przedewszystkiem dla ciebie; miejsce, gdzie się znajdę i osoby, które spotkam, są już podrzędną rzeczą.
— Chodź zatem, bo nie mamy czasu do stracenia.
Gilbert był już ubrany i dość mu było porzucić pióro, a wziąć kapelusz.
Uskutecznił to i oświadczył:
— Hrabio, jestem na twoje rozkazy.
— Więc idźmy.
I poszli. Cagliostro przodem, a Gilbert za nim.
Na dole czekał powóz.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/262
Ta strona została przepisana.