Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/266

Ta strona została przepisana.

powitał nikt, składała się z czterech ludzi bardzo skromnie ubranych.
Ci czterej ludzie, zaledwie weszli udali się w róg dziedzińca najbardziej oddalony od miejsca, gdzie się znajdowali Gilbert i Cagliostro. Tam stali pokornie, rozmawiali pocichu, i pomimo deszczu kapelusze trzymali rękach.
Ten, który wydawał się ich zwierzchnikiem, a przynajmniej ten, którego trzej inni słuchali z uszanowaniem, kiedy wymówił kilka słów pocichu, miał lat przeszło pięćdziesiąt, wzrost wysoki, uśmiech łagodny, fizjognomję otwartą.
Nazywał się on Karol — Ludwik Sanson; urodził się 14 lutego 1738 roku. Widział on Damiensa tłuczonego kołem przez swego ojca i pomagał ojcu, kiedy tenże miał zaszczyt ucinać głowę panu Lally-Tolendal.
Nazywam© go pospolicie Maitre de Paris (kat paryski).
Trzej inni byli to: jego syn, który miał mieć zaszczyt ucinać głowę Ludwikowi XVI, oraz dwaj pomocnicy.
Obecność Sansona, jego syna i dwóch pomocników, była strasznym komentarzem machiny pana Guillotin, dowodziła, że próba, którą miał wykonać, ma za sobą jeżeli nie gwarancję, to przynajmniej aprobatę rządu.
W tej chwili Sanson wydawał się bardzo smutnym: jeżeli machina zostanie przejętą, to upadnie cała malownicza strona jego fizjognomji; wykonawca przestanie już ukazywać się tłumowi jako anioł-niszczyciel, zbrojny mieczem płomiennym; kat będzie odtąd tylko jakimś odźwiernym, śmierć wpuszczającym.
Tamta też grupa to była opozycja.
Ponieważ deszcz padał ustawicznie, doktor Guillotin, obawiając się snać, ażeby niepogoda nie ujęła mu którego ze spektatorów, zwrócił się do grupy najważniejszej, to jest złożonej z Cagliostra, Gilberta, doktora Louis i budowniczego Giraud, i jak dyrektor, teatru, przeczuwający, że się publiczność niecierpliwi, zawołał:
— Panowie, czekamy na jedną już tylko osobę, na pana doktora Cabanisa: jak tylko przyjdzie, zaraz zaczniemy.
Zaledwie wypowiedział te słowa, trzeci powóz wjechał na dziedziniec i wyszedł zeń człowiek 40-letni, z czołem