Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/282

Ta strona została przepisana.

Rozpoczął on więc szkicować machinę, której lin je Ludwik XVI śledził ze skrupulatną uwagą.
Niczego tam nie brakowało, ani pomostu, ani prowadzących nań schodów, ani dwóch słupów, ani tarcicy, ani lufcika, ani żelaza wykrojonego w półksiężyc.
Zaledwie kończył ten ostatni szczegół, gdy król go zatrzymał.
— Ha! — rzekł — nic dziwnego, że doświadczenie chybiło, zwłaszcza za trzecim razem.
— Jakto, Najjaśniejszy Panie? — zapytał Gilbert.
— Zależy to od kształtu tasaka — rzekł Ludwik XVI; trzeba nie mieć najmniejszego pojęcia o mechanice, by przedmiotowi mającemu ciąć materję, stawiającą opór, nadawać formę półksiężyca.
— Jakąż więc formę uważa Wasza królewska mość za najwłaściwszą?
— Oczywiście trójkąt.
Gilbert próbował sprostować rysunek.
— Nie, nie, nie tak — rzekł król. Pozwól mi pan pióro.
— Oto jest, Najjaśniejszy Panie, pióro, krzesło.
Zaledwie król ujął pióro i usiadł, aliści okrzyk rozdzierający, okrzyk przestrachu, niemal boleści, ozwał się nad jego głową.
Obejrzał się: była to królowa. Blada, chwiejąca się, rozstrojona, padła omdlała na ręce Gilberta.
Jak i inni pociągnięta ciekawością, podeszła do stołu, a przechyliwszy się nad krzesłem króla, przez ramię jego, i to w chwili gdy poprawiał najgłówniejszy szczegół, poznała ohydną machinę, którą ukazał jej przed dwudziestu laty Cagliostro w zamku Taverney-Maison-Rouge.
Na ten widok tyle tylko miała siły, by krzyknąć okropnie. Życie ją opuściło, tak jak gdyby złowroga machina już na niej odbywała swą czynność; i padła zemdlona, jak widzieliśmy na ręce Gilberta.

KONIEC TOMU PIERWSZEGO.