Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/304

Ta strona została przepisana.

Klucznik otworzył jedne drzwi, przepuścił nieznajomego, przeszedł sam i drzwi za nim zamknął.
Zdawał się przypatrywać temu nieznajomemu ciekawie, jak gdyby oczekiwał aż ten lada chwila wyda mu jakieś ważne zlecenie.
Postąpili dwanaście schodów i zapuścili się w korytarz podziemny.
Pokazały się drugie drzwi, które klucznik otworzył i zamknął jak pierwsze.
Znaleźli się wtedy jakby w jakiej sieni, z której znowu schody prowadziły w głąb ciemnego korytarza, a przekonawszy się, że mrok jego jest równie samotny jak niemy:
— Czy ty jesteś klucznik Ludwik?... — zapytał.
— Ja.
— Brat loży Amerykańskiej?...
— Tak.
— Umieszczony tu zostałeś przed tygodniem przez rękę niewidzialną dla dopełnienia dzieła niewiadomego?...
— Tak.
— Czy gotów jesteś spełnić to dzieło?...
— Gotów.
— Masz odebrać rozkazy od człowieka...
— Tak, od mesjasza.
— Po czem masz go poznać?...
— Po trzech głoskach na tablicy.
— Ja jestem tym człowiekiem, a oto te głoski.
I na te słowa przybyły roztworzył żabot swój koronkowy, i ukazał na piersiach trzy głoski, których wpływ wskazywaliśmy już dawniej w ciągu tych opowiadań: L. P. D.
— Mistrzu!... — rzekł klucznik schylając się. — jestem na twoje rozkazy.
— Dobrze. Otwórz mi więzienie margrabiego de Favras i trzymaj się w gotowości.
Klucznik schylił się bez odpowiedzi, poszedł przodem, aby oświetlić drogę, i zatrzymując się przed niskiemi drzwiami.
— Tu, rzekł.