Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/306

Ta strona została przepisana.

— Cóż mi proponujecie, baronie?... Zapewne nie pożyczkę.
— Czemużby nie?
— Ponieważ rękojmię, jakie dać mogę, nie wydają mi się bardzo pewne...
— Dla mnie nie byłaby to przyczyna, margrabio; owszem, gotów jestem wam dać natychmiast milion.
— Mnie — rzekł Favras z uśmiechem.
— Tak. Ale byłoby to pod warunkami, którychbyście nie przyjęli, więc nawet nie proponuję.
— Zatem, skoro powiedzieliście, że wam pilno, przystąpmy do rzeczy.
— Wszak wiecie, że jutro sadza was, margrabio?
— Tak, słyszałem coś o tem — odrzekł Favras.
— Wiecie, że sędziami waszymi maja być ci sami, którzy uwolnili Augearda i Bezenvala?...
— Wiem.
— Wiecie, że jeden i drugi uwolnieni zostali jedynie za silnem wdaniem się dworu?
— Wiem — odparł po raz trzeci Favras, bez żadnej zmiany głosu.
— Spodziewacie się zapewne, że dwór uczyni dla was to, co uczynił dla waszych poprzedników?...
— Ci, z kórymi miałem zaszczyt być w stosunkach, z tytułu przedsięwzięcia, jakie mnie tu zaprowadziło, wiedza, jak maja względem mnie postąpić, a cokolwiek uczynią, będzie dobrem z pewnością.
— Już oni pod tym względem powzięli postanowienia, panie margrabio, i mogę was uwiadomić o tem, co uczynili.
Favras nie okazał żadnej ciekawości.
— Monsieur — mówił dalej baron — udał się na ratusz i oświadczył, że was zaledwie zna, że was od roku 1775 nie widział...
Margrabia skinął głowa, potwierdzając.
— Co się tyczy króla, ten nietylko już nie myśli uciekać, ale owszem, w dniu 4-ym tego miesiąca, połączył się eo Zgromadzeniem narodowem i zaprzysiągł konstytucję!
Uśmiech przebiegł po ustach Favrasa.