Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/313

Ta strona została przepisana.

Po dziesięciu minutach ujrzano czterech grenadierów.
Za niemi szedł margrabia de Favras.
Za nim ośmiu innych kroczyło.
Więzień wszedł wśród jednej z tych przerażających ciszy, jakie umieją zrobić dwa tysiące ludzi zebranych w jednej komnacie wówczas, gdy ukazuje się nareszcie człowiek, lub rzecz, będąca przedmiotem ogólnego oczekiwania.
Fizjognomja zupełnie spokojna, ubranie najstaranniejsza: miał na sobie frak jedwabny haftowany perłowo, kamizelkę białą atłasową, spodnie takież jak frak, pończochy jedwabne, trzewiki ze sprzączkami i krzyż Ś-go Ludwika w dziurce. Uczesany był z rzadką zalotnością.
Na ten krótki czas jakiego potrzebował margrabia de Favras, ażeby przejść ode drzwi do ławy oskarżonych, wstrzymały się wszystkie oddechy.
Upłynęło kilka sekund pomiędzy przybyciem oskarżonego, a pierwszemi słowy, jakie przemówił doń przewodniczący.
Nareszcie, czyniąc ręką, co było zgoła niepotrzebnem, znak, jaki zwykle czynią sędziowie dla nakazania milczenia, zapytał głosem wzruszonym:
— Kto jesteś?
— Jestem oskarżonym i więźniem — odparł de Favras z największym spokojem.
— Jak się nazywasz?
— Tomasz Mahi, margrabia de Favras.
— Skąd pochodzisz?
— Z Blois.
— Twój stan?
— Pułkownik w służbie królewskiej.
— Gdzie mieszkasz?
— Na placu Królewskim, nr. 21.
— Ile masz lat?
— Czterdzieści sześć.
— Usiądź.
Margrabia usiadł.
Wtedy dopiero oddech zdawał się wracać obecnym a w po-