Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/315

Ta strona została przepisana.

— Wyprowadzić oskarżonego — odezwał się przewodniczący.
Odprowadzono Favrasa do wiezienia. Jego spokój, grzeczność, męstwa sprawiły pewne wrażenie na widzach, przybyłych bez uprzedzenia.
Ale tych była bardzo mała liczba. Odejściu Favrasa towarzyszyły krzyki, huki, groźby.
— Niema łaski! niema łaski! — wołało pięćset głosów przy jego przejściu.
Wrzaski te goniły za nim, aż pode drzwi wiezienia.
Wtedy jakby mówiąc sam do siebie:
— Ot, co jest spiskować z książętami i panującymi — rzekł zcicha.
Zaraz po wyjściu oskarżonego, sędziowie wzięli się do narad.
Favras udał się na spoczynek o zwykłej godzinie.
Około pierwszej wszedł ktoś do jego wiezienia i zbudził go.
Był to klucznik Ludwik.
Przyszedł pod pozorem przyniesienia więźniowi butelki wina bordo, kórej ten nie żądał.
— Panie margrabio — rzekł — w tej chwili sędziowie wyrzekają na was wyrok.
— Mój przyjacielu — rzekł Favras — jeżeliś dlatego mnie obudził, to mogłeś dać sobie spokój.
— Nie, panie margrabio, zbudziłem was dlatego, ażeby zapytać, czy nie macie co do powiedzenia temu panu, który nawiedzał was zeszłej nocy?...
— Nie.
— Zastanówcie się, panie margrabio; po wyroku strzeżonym będziecie ściślej, a jakkolwiek władnym jest ów pan, może wola jego skrępowana będzie niemożebnością.
— Dziękuję, mój przyjacielu — rzekł Favras — ale nie mam go o co prosić ani teraz, ani później.
— Jeżeli tak — powiedział klucznik — to żal mi, żem was obudził; ale i tak obudzonoby was za godzinę...
— Tak, że według twego zdania — podjął Favras z uśmiechem — nie warto już zasypiać napowrót, nieprawdaż?