Dwie te godziny byty dobrze użyte.
Po protokuliście weszli dwaj ludzie, z obliczem ponurem, w ubraniu cechowanem.
Favras zrozumiał, że byli to poprzednicy śmierci, stanowiący przednia straż kata.
— Pójdźcie za nami! — rzekł jeden z tych ludzi.
Favras skłonił się na znak zgody.
A wskazując ręką resztę odzieży, leżącą na krześle, zapytał:
— Czy mogę dokończyć ubrania?
— Dokończcie — odpowiedziano.
Wtedy Favras podszedł do stolika, na którym rozłożone były rozmaite przedmioty z jego worka, i przy pomocy zwierciadełka zdobiącego ścianę, zapiął kołnierz od koszuli, włożył żabot i nadał jak najarystokratyczniejszy układ węzłowi krawata.
Po tem wszystkiem włożył kamizelkę i frak.
— Czy mam wziąć kapelusz? — zapytał więzień.
— Nie potrzeba — odpowiedział ten sam człowiek.
Jeden z tych ludzi, ten właśnie, który nic dotąd nie mówił, patrzył na Favrasa tak bystro, że to aż zwróciło uwagę margrabiego.
Zdawało mu się nawet, że człowiek ten dawał mu jakieś znaki tajemne.
Ale znaki te były tak delikatne, że Favras został w niepewności.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/318
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ V.
PLAC GREVE.