Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/319

Ta strona została przepisana.

Cóż wreszcie miał mu do powiedzenia ów człowiek.
Nie myślał już o tem, i czyniąc przyjazny gest ręką klucznikowi Ludwikowi, rzekł:
— Idę więc z wami, panowie!
U drzwi czekał woźny.
Woźny poszedł naprzód, za nim Favras: następnie dwaj ludzie ponurzy.
Smutny orszak skierował się ku drzwiom innym.
Tam oczekiwał oddział gwardji narodowej.
Wtedy woźny sądu kryminalnego powiedział do skazanego:
— Panie, oddajcie mi wasz krzyż świętego Ludwika.
— Zdawało mi się, że jestem skazany na śmierć, nie na degradację — rzekł Favras.
— Taki rozkaz, panie — odparł woźny.
Favras odpiął krzyż i nie chcąc oddawać go słudze sadowemu, złożył go w ręce sierżanta, dowodzącego oddziałem gwardji narodowej.
— Dobrze — rzekł woźny, nie nastawając na to, aby mu krzyż był osobiście wręczonym, — teraz idźmy.
Postąpiono dwadzieścia schodów w górę i zatrzymano się przede drzwiami dębowemi, okutemi żelazem. Były to jedno z tych drzwi, na widok których szpik zamiera w kościach; jedne z tych, jakich dwoje lub troje stoi na drodze do grobu, jedne z tych, po za któremi, nie wiedząc, co cię czoka, domyślasz się rzeczy strasznej.
Drzwi się otworzyły.
Nie dano nawet czasu wejść Favrasowi, wepchnięto go.
I drzwi zatrzasnęły się nagle, jakby pod naciśnięciem ręki żelaznej.
Favras znalazł się w komnacie torturowej.
— O! o! panowie — rzekł, blednąc lekko — kiedy tu prowadzą kogo, uprzedzają go o tem przynajmniej.
Jeszcze nie dokończył tych słów, kiedy dwaj ludzie, idący za nim, rzucili się nań, zerwali mu frak i kamizelkę, rozwiązali krawat tak artystycznie ułożony, i ręce w tył związali., Tylko ten. który, jak mu, się wydawało, dawał znaki w celi,