Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/329

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ VI.
MONARCHJA OCALAŁA.

W kilka dni po egzekucji, którąśmy opisali, i w kórej we wszystkie weszliśmy szczegóły dla ukazania czytelnikowi, jakiej wdzięczności oczekiwać mogą od królów i książąt ci, co się za nich poświęcają, człowiek siedzący na koniu siwym jabłkowatym jechał zwolna po alei, prowadzącej do Saint-Cloud.
Powolność ta nie pochodziła ze znużenia jeźdźca lub konia. Obaj odbyli niedługą drogę; łatwo to było spostrzec, bo piana, dobywająca się z pyska zwierzęcia, pochodziła nie z pędzenia go nad miarę, ale z powstrzymywania. Co się tyczy jeźdźca, w którym na pierwszy zaraz rzut oka można było poznać szlachcica — cały jego ubiór, wolny od wszelkiej plamy, wskazywał troskliwość, z jaką ochraniał odzież swą przed błotem, okrywającem drogę.
Co opóźniało jeźdźca, to głęboka myśl, w której był pogrążony, a może nadto, potrzeba przybycia dopiero na pewną godzinę, która jeszcze nie wybiła.
Był to mężczyzna około 40-stu lat. Jego potężna brzydota nie była jednak bez wyrazu. Głowa wielka, policzki wydęte, twarz poorana ospą, cera łatwa do ożywienia, oczy gotowe rzucać błyskawice, usta nawykłe żuć i pluć sarkazmem; taką była powierzchowność tego człowieka, który, czuć to było po nim za pierwszem spojrzeniem, przeznaczony był zająć wielkie miejsce i narobić wiele hałasu.
Tylko, cała ta fizjognomja zdawała się okryta zasłoną, rzuconą na nią przez jedne z tych chorób organicznych, przeciw