— Jakto!... — zawołał ojciec Billot — więc gorączką powróciła?
— O! moje biedne dziecko!... — bolała zcicha matka.
Pitoux podniósł głowę i słuchał.
— Tak prawiła pani Clement — mówi o mieście, nazywającem się Turyn, o kraju nazywającym się Sardynją, i przywołuje pana Pitoux, ażeby jej powiedział, co to za miasto, i co to za kraj.
— Jestem do usług! — rzekł Pitoux, dopijając resztę jabłecznika i ocierając usta rękawem.
Wzrok Billota zatrzymał go w tej chwili.
— Jeżeli tylko — dodał — pan Billot uzna za właściwe, ażebym dał pannie Katarzynie żądane objaśnienie.
— Czemu nie? — rzekła matka Billot. — Skoro cię wzywa, idź do niej, kochany chłopcze; tembardziej, iż pan Raynal oświadczył, że jesteś dobrym pomocnikiem medycyny.
— A prawda! — odezwał się naiwnie Pitoux — spytajcie panią Clement, jakeśmy dobrze pielęgnowali oboje pannę Katarzynę tej nocy... Pani Clement nie spała ani chwili — zacna to niewiasta! ani ja też nie zmrużyłem oczu.
Było to bardzo zręcznie ze strony Pitoux tak delikatnie pochwalić dozorczynie. Spała ona wyśmienicie od północy do szóstej zrana, przeto oświadczenie, że nie zmrużyła oka ani na chwile, było zaskarbieniem sobie jej przyjaźni, więcej nawet, bo łaski.
— To dobrze! — rzekł ojciec Billot; — skoro Katarzyna wzywa cie, idź do niej. Nadejdzie może chwila, w której wzywać będzie i nas, matkę i mnie.
Pitoux czuł instynktownie burze w powietrzu, i jak pasterz w polu, lubo gotów się na nią narazić, szukał przecie zawczasu schronienia dla ukrycia głowy.
Schronieniem tem było Haramont.
W Haramoncie był królem. Co mówię, królem? Więcej niż królem: był dowódcą gwardji narodowej! był Lafayettem! Miał wreszcie obowiązki, wzywające go do Haramontu.
Obiecywał też sobie, że po załatwieniu spraw Katarzyny, wróci niebawem do Haramontu.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/361
Ta strona została przepisana.