Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/375

Ta strona została przepisana.

hojności wcale królewskiej, składający ją ludzie wraz z kapitanem Aniołem Pitoux, mieli być ubrani w mundury.
Magazyny majstra Delauroy‘a natłoczone były przez cały tydzień. Tłumy ciekawych cisnęły się wewnątrz i zewnątrz, ażeby widzieć dziesięciu rzemieślników pracujących nad tym olbrzymim obstalunkiem, który za ludzkiej pamięci nie miał równego sobie w Villers-Cotterets.
Ostatni uniform, to jest kapitański, stosownie do umowy, doręczony został w sobotę wieczorem o godzinie jedenastej minut pięćdziesiąt dziewięć.
Według umowy również, Pitoux wyliczył wtedy majstrowi Delauroy brzęczącą monetę luidorów dwadzieścia pięć.
Wszystko to więc narobiło wielkiego hałasu w stolicy gminy, i nic dziwnego, że w dniu oznaczonym gwardja narodowa z Haramontu oczekiwana była niecierpliwie.
O godzinie dziewiątej odgłos bębna i piszczałki zabzyczał na końcu ulicy Lorgny. Dały się słyszeć wielkie okrzyki radości i podziwu, i spostrzeżono zdaleka Pitous na białym koniu, należącym do jego porucznika Dezyderjusza Maniquet.
Gwardja narodowa z Haramontu nie zawiodła swej reputacji.
Przypomnijmy sobie triumf, jaki odnieśli Haramontczycy, kiedy za cały uniform mieli tylko jednakowe kapelusze, a Pitoux za całą cechę odznaczającą jego stopień, tylko kask i pałasz prostego dragona: Wyobraźmy sobie więc teraz jaką postawę marsową musieli mieć gwardziści ubrani w mundury, i jak zalotnie wyglądał ich wódz z kapeluszem mundurowym na bakier, z ryngrafem pod brodą, ze szlifami na ramionach i ze szpadą w ręku.
Okrzyk podziwu ciągnął się od końca ulicy Lorgny aż do placu Wodotryskowego.
Ciotka Aniela żadną miarą w kapitanie nie chciała poznać swego bratanka. Omało nie roztrącił ją koń Maniqueta, kiedy podeszła, żeby zajrzeć w sam nos Ludwikowi.
Pitoux szpadą majestatycznie salutował, i tak, ażeby był usłyszanym na dwadzieścia kroków dokoła, wyrzekł za całą zemstę te słowa: