Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/396

Ta strona została przepisana.

— Do widzenia, Katarzyno — rzekł — nie zapominaj, że jesteś moją.
— O! tak, tak — odpowiedziała dziewica — ale uciekaj, uciekaj!
— Tak, uciekaj pan, uciekaj! — wołał Pitoux.
Usłyszano skok Izydora na ziemie, potem pęd szybki konia, petem pierwszy strzał, następnie drugi.
Katarzyna krzyknęła i upadła na ręce Pitoux.
Ten, z szyja wyciągniętą, nasłuchiwał dalej. Usłyszawszy cwał rumaka, oddalającego się bez zwolnienia, rzekł:
— Dobrze! jest nadzieja; nie celuje się tak po nocy jak w dzień.
I podnosząc Katarzynę, chciał ja zanieść do pokoju.
— Pitoux — rzekła Katarzyna — czy masz mnie gdzie ukryć?
— O! mam — zawołał Pitoux.
— Więc mnie zaprowadź.
— Do domu?...
— Za pięć minut, spodziewam się, wyjdę z tego domu i nie wrócę nigdy.
— Ależ ojciec?...
— Wszystko zerwane między mną i człowiekiem, który mi chciał zabić kochanka.
— Jednakże, panno Katarzyno... — zauważył Pitoux.
— Więc nie chcesz mi towarzyszyć, Pitoux? — zapytała Katarzyna, usuwając rękę młodzieńca.
— O! niech mnie Bóg broni, panienko, ażebym cię miał opuścić!
— Więc chodź za mną.
I Katarzyna, idąc przodem, przeszła z podwórza do ogrodu.
Katarzyna otworzyła furtkę, zamknęła na dwa spusty za sobą i Pitoux, a klucz rzuciła w studnie przypartą do muru.
I znikli oboje, a Bóg tylko wiedział, gdzie Katarzyna znalazła schronienie, jakie jej przyobiecał Pitoux.