Mirabeau odszedł zamyślony.
Broszura, którą rozdawano darmo...
Kolporter, który go zna...
Ale zapewne broszura ta jest jednem z tych wydawnictw głupich lub jadowitych, jakie tysiącami wychodziły w tym czasie.
Nadmiar jadu, lub nadmiar niedołęstwa, odejmuje jej cało niebezpieczeństwo, całą wartość.
Mirabeau rzucił oczyma na pierwszą stronnicę i zbladł.
Pierwsza stronnica zawierała wykaz z długów hrabiego Mirabeau, i, rzecz dziwna! wykaz był dokładny: dwieście ośm tysięcy franków!
Pod wykazem stała data, w której suma została wypłacona różnym wierzycielom hrabiego Mirabeau przez podskarbiego królowej, pana de Fontanges.
Potem następowała cyfra sumy, jaką dwór płaci mu miesięcznie: szeć tysięcy franków.
Nareszcie opowiadano, o widzeniu się z królową.
Można było doprawdy głowę sobie nałamać: bezimienny pamflecista nie omylił się ani o jeden wyraz.
Cóż to za wróg straszny, niewidzialny, świadomy niesłychanych tajemnic, prześladuje go tak, a raczej w nim prześladuje monarchję?
Ten kolporter, który doń mówił, który go poznał, który tytułował go „panem hrabią“ — wydawał się hrabiemu Mirabeau nie obcym.
Zawrócił się.
Na dziedzińcu stal osioł objuczony koszami, napełnionemi broszurą, z których cztery były już puste: ale pierwszy kolporter już znikł, inny zajął jego miejsce.
Ten był zupełnie nieznany hrabiemu.
Ale niemniej gorliwie zajmował się rozdawaniem broszury.
Przypadek zrządził, że w chwili tego rozdawania, doktór Gilbert, który prawie codzień bywał na rozprawach Zgromadzenia, zwłaszcza jeżeli te miały jaką szczególną ważność, przechodził tamtędy, gdzie stał kolporter.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/401
Ta strona została przepisana.