Mirabeau zrozumiał go; zresztą i jego życzenie zgadzało się z życzeniem Gilberta.
— Czytałeś pan w myślach naszych — rzekł on. — Wiedząc, że dom ten zamieszkiwał przyjaciel ludzi, ciekawi byliśmy go obejrzeć.
— A ciekawość wasza, panowie, zwiększy się, gdy powiem — dodał młodzieniec — że podczas pobytu ojca zaszczyconym był dom ten kilka razy odwiedzinami jego sławnego syna, który, jeśli mamy wierzyć podaniu, nie był przyjęty, jak na to zasługiwał i jakbyśmy go przyjęli, gdyby miał tęż sama co i wy panowie chęć, której pośpieszam zadość uczynić.
I skłoniwszy się, młodzieniec odsunął kratę dwom odwiedzającym.
Ale Kartusz nie chciał dać im używać ofiarowanej gościnności, wypadł z budy, szczekając zajadle.
Młodzieniec rzucił się między psa i tego ze swych gości, na którego zwierzę najwięcej było zawzięte.
Ale Mirabeau odsunął go ręka.
— Panie — rzekł — psy i ludzie bardzo na mnie ujadali; ludzie kąsali niekiedy, psy nigdy. Zresztą utrzymują, że wzrok ludzki ma władzę nad zwierzętami; pozwól mi pan, proszę, zrobić doświadczenie.
— Panie — rzekł żywo młodzieniec — Kartusz bardzo zły, uprzedzam.
— Pozwól pan, pozwól — odrzekł Mirabeau — z gorszemi bestiami codzień mam do czynienia, i dziś jeszcze odniosłem zwycięstwo nad całą sforą psów.
— Tak — rzekł Gilbert — ale do tej sfory możesz pan mówić, a nikt nie zaprzecza potęgi twego słowa.
— Doktorze, sądziłem, że jesteś zwolennikiem magnetyzmu.
— Bezwątpienia. Więc cóż z tego?
— W takim razie powinieneś uznawać potęgę spojrzenia. Pozwól mi zamagnetyzować Kartusza.
Mirabeau mówił tonem przekonywującym, i dobrze przez wyższe umysły rozumianym.
— Zaczynaj hrabio — rzekł Gilbert.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/414
Ta strona została przepisana.