Mirabeau odwróci! twarz zroszona łzami w tę stronę, skąd głos wychodził i spostrzegł księdza:
— Panie — odparł ze słodyczą — czy ty jesteś wikarym tej kaplicy?
— Tak jest. Czego pan żądasz?
— Macie wiele biednych w waszej parafji?
— Więcej, niż ludzi dających jałmużnę.
— Znasz pan jednak serca litościwe, umysły filantropijne?
Ksiądz roześmiał się.
— Panie — zauważył Mirabeau — przed chwilą mówiłeś mi, że nikt nie śmieje się w kościele...
— Panie — rzekł ksiądz urażony — czy chcesz dać mi nauczkę?
— Nie, panie, ale dowieść choć, że ludzie miłosierni nie są tak rzadcy, jak pan sądzisz. Podług wszelkiego prawdopodobieństwa, zamieszkam zamek Marais. A więc, wyrobnik bez roboty znajdzie tam pracę i dobrą zapłatę; głodny starzec kawałek chleba; człowiek chory, jakichkolwiek zasad religijnych lub politycznych, pomoc; a od dziś, panie, ofiaruję ci na ten cel tysiąc franków miesięcznie.
I wydzierając kartkę z notesika, napisał na niej ołówkiem:
„Płatne na dwanaście tysięcy franków, któremi proboszcz z Argenteuil rozporządzać może w mojem imieniu na dobre uczynki, w sumie tysiąc franków na miesiąc, od dnia mego zamieszkania w zamku Marais.
Podpisane w kościele w Argenteuil, na ołtarzu Matki Boskiej
W rzeczy samej, Mirabeau napisał ów rewers i podpisał na ołtarzu Matki Boskiej.
Rewers oddał księdzu, który czytał go zdumiony, szczególnie podpisem.
Potem Mirabeau wyszedł z kościoła, dając znak Gilbertowi. Wsiedli napowrót do powozu.