Mirabeau odwrócił się, zadrżawszy.
Tym, kto mu położył rękę na ramieniu, był Gilbert.
— A! — rzekł Mirabeau — to ty, doktorze?
— Tak — odezwał się Gilbert — obejrzałem dziecko.
— I masz nadzieje je ocalić?
— Lekarz nigdy, wobec śmierci nawet, nie powinien tracić nadziei.
— Do djabła! — rzekł Mirabeau — to znaczy, że choroba jest niebezpieczna.
— Śmiertelna, kochany hrabio.
— Cóż to za choroba?
— Pragnąłem właśnie powiedzieć panu kilka o tem szczegółów; będą one zajmujące dla człowieka, który nie wiedząc, na co się naraża, powziął zamiar mieszkać w tym zamku.
— Jak to! — rzekł Mirabeau — chcesz mi pan powiedzieć, że tu zaraza jaka panuje.
— Nie, ale powiem, jak biedne dziecko dostało febry, z której według wszelkiego prawdopodobeństwa umrze za tydzień. Matka kosiła w zamku siano z ogrodnikiem, i ażeby być wolniejszą, położyła dziecko nad rowem pełnym wody stojącej, poczciwa kobieta, nie mając wyobrażenia o podwójnym ruchu ziemi, położyła małe stworzonko w cieniu, nie domyślając się, że za pół godziny cień ustąpi słońcu. Kiedy przyszła po dziecko przyciągnięta jego krzykiem, zastała je podwójnie porażonem; uderzeniem słońca na mózg, i wessaniem błotnych wyziewów, które sprowadziły rodzaj zatrucia zwanego bagniskowem.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/427
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXIII.
WPŁYW NIEZNAJOMEJ DAMY.