Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/430

Ta strona została przepisana.

— Do kata! kochany doktorze, dreszcz przechodzi na takie wyliczenie. I cóżeś zapisał małemu?
— Najenergiczniejszy ratunek; i oświadczam panu nadto, iż jeden czy dwa luidory, owinięte w receptę, dały matce możność zastosowania się do mego przepisu. Są to chłodzące środki na głowę, rozgrzewające w kończynach, emetyk, dekokt z chiny.
— Doprawdy? I to wszystko na nic?
— To wszystko, bez pomocy natury, nie zda się na wiele. Dla spokojności tylko sumienia nakazałem to wszystko. Jego anioł-stróż, jeżeli go ma, zrobi resztę.
— Hm! — zauważył Mirabeau.
— Rozumiesz hrabio? — spytał Gilbert.
— Twoją teorje otrucia kwasem węglowym? Mniej więcej.
— Nie, nie to; czy pojmujesz pan, że powietrze zamku Marais jest dla ciebie niezdrowem?
— Tak sądzisz, doktorze?
— Jestem tego pewien.
— To byłoby bardzo smutne, bo ten zamek podoba mi się bardzo.
— Poznaję cię w tem, wieczny nieprzyjacielu samego siebie. Ja ci radzę wzgórze, wybierasz dolinę; zalecam wodę bieżącą, wybierasz stojącą.
— Ale Jakiż to park! popatrz pan na te drzewa, doktorze!
— Śpij pan jednę noc tylko przy otwartem oknie, przechadzaj się po jedenastej pod temi drzewami, a nazajutrz przyślesz po mnie.
— To znaczy, że zamiast na pół, będę zupełnie otruty?
— Chciałeś pan przecie wiedzieć prawdę?
— Tak; i mówisz mi ją, nieprawdaż doktorze?
— O, i najszczerszą. Znam cię, kochany hrabio. Dążysz tu, uciekając od świata, a świat znajdzie cię wszędzie. Każdy ciągnie swój łańcuch za sobą, czy żelazny, czy złoty, czy kwiecisty. Twoim łańcuchem są przyjemności nocne i prace dzienne. Póki byłeś młodym, rozkosze były wypoczynkiem po pracy; ale praca zużyła twoje dni, rozkosz zmęczyła noce. Mówiłeś mi to sam; czujesz jak przechodzisz z lata ku jesieni.