Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/438

Ta strona została przepisana.

Wtedy stał się rodzaj cudu, świadczący o zapale paryskim. Ogromnej pracy, której nie mogło wykonać kilka tysięcy rozpróżniaczonych robotników, podjęła się ludność cała. Tego samego dnia, kiedy rozeszła się pogłoska, że pole Marsowe nie będzie skończone na czternastego lipca, sto tysięcy ludzi podniosło się i rzekło z tą pewnością, która cechuje wolę silną d nieprzełamaną: „Będzie“.
Deputaci poszli do mera Paryża, w imieniu stu tysięcy pracowników, i uchwalono wspólnie, że, aby nie przerywać robót dziennych, praca ta odbywać się będzie i w nocy.
Tegoż wieczora, o siódmej godzinie, wystrzał armatni oznajmił, że roboty dzienne skończone, a nocne się rozpoczną.
Na ten wystrzał, z czterech stron, od strony Grenelle, o strony rzeki, od Gros-Caillon i od Paryża, pole Marsowe zasypane zostało ludźmi.
Każdy niósł narzędzie: rydel, motykę lub taczki. Inni toczyli beczki pełne wina, towarzysze ich nieśli skrzypce, bębny i gitary.
Wszystkie wieki, płcie, stany, razem się pomięszały, obywatele, żołnierze, księża, mnisi, piękne panie, kobiety z targowiska, siostry miłosierdzia, aktorki, wszystko to robiło rydlem lub ciągnęło taczki, dzieci szły naprzód, niosąc pochodnie; za niemi postępowały orkiestry, grając na różnego rodzaju instrumentach, a nad ten gwar i hałas wznosiło się Ca ira, śpiewane przez sto tysięcy głosów, którym ze wszystkich krańców Francji trzykroć sto tysięcy odpowiadało.
W liczbie najpilniej pracujących, zauważono dwóch przybyłych najpierwej i to w mundurach; jeden był człowiekiem przeszło czterdziestoletnim, z muskułami silnemi, lecz ponurą twarzą.
Nie śpiewał i ledwie mówił.
Drugi był dwudziestoletnim młodzieńcem, o uśmiechniętej i otwartej twarzy, niebieskich oczach i białych zębach, włosach płowych, z wielkiemi nogami i grubemi kolanami; podnosił szerokiemi rękami ogromne ciężary; woził taczki nie odpoczywając, śpiewając ciągle, i czuwał z pod oka nad swym towarzyszem, przynosił mu wino, które on odpychał, przemawiał