Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/459

Ta strona została przepisana.

Prawie jednocześnie z Pitoux wyszedł Sebastjan ze swego pokoju.
Sebastjan nie był już dzieckiem; był to śliczny młody chłopiec szesnasto, siedemnastoletni, którego kasztanowate włosy twarz okalały, a oczy niebieskie rzucały pierwsze ognie młodzieńcze, złociste, jak promienie dnia wschodzącego.
— Oto jestem — rzekł uradowany do Ludwika — jedźmy.
Pitoux patrzał na niego z tak wielką radością, połączoną ze zdziwieniem, że Sebastjan drugi raz zaproszenie swe musiał powtórzyć.
Pitoux podążył za młodym chłopcem, doszedłszy do kraty, rzekł do Sebastjana:
— A!... wiesz przecie, że nie znam potrzebnego adresu.
— Bądź spokojny — odparł Sebastjan.
Zwracając się do woźnicy wyrzekł:
— Ulica Coq-Heron. Nr. 0. pierwsza brama jadąc od ulicy Coquillere.
Adres ten w niczem nie objaśnił Pitoux.
Wsiadł do powozu, nie czyniąc żadnych uwag.
— Mój drogi Pitoux — powiedział Sebastjan — jeżeli osoba, do której jadą jest w domu, zostanę tam zapewne godziną, a może i dłużej.
— Nie krepuj się tem, Sebastjanie — odrzekł Pitoux, otwierając szerokie usta do uśmiechu — wypadek to przewidziany. Hej!... woźnico!... zatrzymaj się.
W rzeczy samej przejeżdżano koło piekarza; woźnica zatrzymał się, Pitoux wysiadł, kupił bochenek chleba dwufuntowy i wsiadł znowu.
Troszkę dalej, Pitoux zatrzymał dorożką przed szynkiem.
Kupił butelką wina i znów usiadł obok Sebastjana.
Nakoniec stanęli przed sklepem z wędlinami, a Pitoux kupił salcesonu wieprzowego.
— Teraz — rzekł — jedź prosto na ulicą Coq-Heron, mam wszystko co mi potrzeba.
— Dobrze — rzekł Sebastjan — rozumiem cię teraz i jestem zupełnie spokojny.