Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/462

Ta strona została przepisana.

od sali jadalnej otworzyły się i jakiś młody szlachcic wszedł do salonu.
Pitoux podniósł głowę, szlachcic zwrócił oczy, oba poznali się i z piersi ich wybiegł podwójny okrzyk:
— Wicehrabia de Charny!...
— Anioł Pitoux!...
Pitoux powstał, serce jego biło gwałtownie. Widok młodego szlachcica przypomniał mu najboleśniejsze wzruszenia, jakie kiedykolwiek uczuwał.
Izydorowi zaś, widok Pitoux przypominał jedynie to, co Katarzyna wyznała, że chłopcu temu zawdzięcza.
Nie wiedział i nie przypuszczał nawet tej głębokiej miłości Pitoux dla Katarzyny: miłości, w której Pitoux czerpał siły do poświęcenia.
Podszedł więc prosto ku Ludwikowi, w którym mimo munduru kapitana, przyzwyczajenia dawały poznać wieśniaka z Haramontu, chłopa z folwarku Billota.
— A!... to ty, panie Pitoux — powiedział — zachwycony jestem, że cię widzę, aby podziękować za usługi, któreś nam oddał.
— Panie wicehrabio — odparł Pitoux głosem dość stanowczym, chociaż czuł drżenie w całem ciele — usługi te oddałem pannie Katarzynie, i tylko jej samej.
— Tak, do chwili, w której dowiedziałeś się, że ją kocham, ale odtąd, miałem udział w odbieraniu tych usług, a ponieważ tak na otrzymywanie mych listów z poczty, jak i na budowę tej małej chatki koło skały Clouise, musiałeś wydać cośkolwiek...
I Izydor włożył rękę do kieszeni, jakby zapytując sumienia Pitoux.
Ale ten go zatrzymał.
— Panie — rzekł z godnością, która niekiedy ze zdziwieniem w nim spostrzegano — oddaję usługi, kiedy mogę, ale nie każę sobie za nie płacić; zresztą, powtarzam raz jeszcze, oddałem je pannie Katarzynie. Panna Katarzyna jest moją przyjaciółką; jeżeli sądzi, że mi jest winna cośkolwiek, to niech sama dług ten ze mną załatwi; ale pan, panie wicehra-