— Znam wszystkich ludzi — rzekł — tak, jak znam ciebie, Billocie, dzierżawco z Pisseleu; jak znam Anioła Pitoux, kapitana gwardji narodowej w Haramoncie, jak znam wicehrabiego Izydora de Charny, pana na Boursonne, jak znam Katarzynę.
— Mówiłem ci, żeby tego imienia nie wymawiał, bracie.
— A to dlaczego?
— Bo niema już Katarzyny.
— Cóż się z nią stało?
— Umarła!
— Ale nie, nie umarła, ojcze Billot — zawołał Pitoux — ponieważ...
I bezwiątpienia dodałby:
— Ponieważ ja wiem, gdzie jest, i widzą ją codzień — kiedy Billot powtórzył głosem niedozwalającym przeczyć:
— Umarła!
Pitoux skłonił się; zrozumiał.
Katarzyna, dla innych może żyjąca, dla ojca swego umarła.
— A! a! — rzekł nieznajomy — gdybym był Dyogenesem, zgasiłbym latarką: zdaje mi się, że spotkałem człowieka.
Potem wstając i podając ramią Billotowi:
— Bracie — rzekł — chodź, przejdź się ze mną, tymczasem ten chłopak zje kiełbasę i wino.
— Chętnie — powiedział Billot — zaczynam rozumieć, co mi ofiarujesz.
I biorąc pod ręką nieznajomego, dodał:
— Czekaj mnie tu, Pitoux, ja powrócę.
— Ojcze Billot — przerwał Pitoux — jeżeli długo siedzieć będziecie, ja się tu zanudzę; zostało mi tylko pól szklanki wina i ostatni kęs kiełbasy.
— Dobrze, mój poczciwy Pitoux — rzekł nieznajomy — znany mi jest twój apetyt, i zaraz ci przyślę coś na zaspokojenie cierpliwości.
W rzeczy samej niedługo na stole butelka wina, chleb i kiełbasa, ukazały się przed oczyma Pitoux.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/473
Ta strona została przepisana.