— Teisch powiedział do kamerdynera — zastąpisz dziś miejsce Jana na dole, on zaś będzie mnie obsługiwał.
— O! mój Boże — rzekł Teisch — czyż byłem tyle nieszczęśliwy, żem rozgniewał pana hrabiego?
— Przeciwnie, mój dobry Teisch — rzekł Mirabeau rozczulony — dlatego, że mogę polegać na tobie, będziesz dziś przy drzwiach. Każdej osobie, która przyjdzie zapytać o mnie, powiesz, ze mam sie lepiej, ale że nie przyjmuję jeszcze nikogo; tylko jeżeli przyjdzie kto od kró...
Mirabeau zatrzyma! się i poprawił:
— Tylko gdyby przyszedł kto z zamku, z Tuileries, każesz wejść posłańcowi; słyszysz dobrze? i pod jakimbądź pozorem, nie puścisz go, aż ja się z nim rozmówię. Widzisz, mój dobry Teisch, że oddalając cię od siebie, podnoszę cię do godności powiernika.
Teisch podniósł do ust rękę Mirabeau i pocałował.
— O! panie hrabio — rzekł — gdybyś tylko chciał żyć!
I wyszedł.
— Ba! — rzekł Mirabeau, widząc go oddalającego się — w tem właśnie trudność.
O dziesiątej, Mirabeau wstał, ubrał się z rodzajem kokieterji. Jan go uczesał i ogolił, potem przysunął fotel do okna.
Z okna tego mógł widzieć ulicę.
Za każdem uderzeniem młotka, za każdem drgnięciom dzwonka, można było widzieć twarz jego bladą i tęskną, wyglądającą z poza podniesionej rolety, wzrok przenikliwy, zagłębiony w ulicę: potem zapuszczoną roletę, która miała się podnieść znów przy nastąpnem uderzeniu młotka, przy następnem drgnięciu dzwonka.
O drugiej, wszedł Teisch, a za nim lokaj. Serce Mirabeau biło gwałtownie; lokaj nie miał liberji.
Pierwsza jego myślą było, że ten rodzaj posłańca przybywa od królowej, która nie chciała się kompromitować.
Mirabeau mylił się.
— Od pana doktora Gilberta — powiedział Teisch.
— A! — szepnął, blednąc Mirabeau, jak gdyby miał l
at dwadzieścia pięć.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/503
Ta strona została przepisana.