Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/521

Ta strona została przepisana.

— O!... powiem ci, bo chociaż czuje śmierć bliską, jednak wiele jeszcze jest we mnie życia. Nie umieram odrazu martwy, kochany doktorze, ale umieram żywy, a ostatni krok trudny będzie do przebycia!...
Doktór schylił twarz swoją nad obliczem Mirabeau.
— Obiecałem nie opuszczać cię, mój przyjacielu — rzekł — jeżeli Bóg, a mam nadzieje, że tak nie jest, skazał już twoje życie, w stanowczej chwili zostaw mej głębokiej tkliwości dla ciebie staranie o spełnienie tego, co będzie potrzeba!... Wraz ze śmiercią będę przy tobie.
Zdawało się, że chory czekał tylko tej obietnicy.
— Dziękuję — szepnął.
I opadł na poduszki.
Teraz mimo nadziei, którą z obowiązku lekarza, do ostatniej kropli wsączył w umysł chorego, Gilbert już nie wątpił. Obfita doza haszyszu, którą połknął Mirabeau, wróciła choremu na chwilę, jak za wstrząśnieniem stosu Wolty, wraz z mową grę muskułów; to życie myśli, jeżeli tak można opwiedzieć, które jej towarzyszy. Ale skoro przestał mówić, muskuły zdrętwiały, życie myśli uleciało i śmierć wypiętnowana na twarzy od ostatniego ataku, głębiej jeszcze znamię swe wyryła.
Przez trzy godziny, zimna jego ręka pozostawała w dłoniach doktora Gilberta; przez godziny, od czwartej do siódmej, konanie było spokojne, tak spokojne, że można było wpuścić wszystkich. Zdawało się, że śpi.
Ale około godziny ósmej, Gilbert uczuł w dłoniach, wstrząsającą się gwałtownie, zlodowaciałą rękę hrabiego.
— O!... — rzekł — teraz konanie prawdziwe, prawdziwa walka się zaczyna.
I w rzeczy samej, czoło umierającego pokryło się potem, rozwarte oko rzuciło błyskawicę.
Uczynił ruch, oznaczający, że pragnie pić.
Pośpieszono dać mu wody, wina, lemonjady, ale kiwnął głową przecząco.
Nie tego chciał.
Kazał sobie podać papier i atrament.