— Rada ta — ciągnął Gilbert — jest następująca: Strzeżcie się zbyt kosztownych szkatułek, zbyt ciężkich powozów i zbyt podobnych portretów. Bądź zdrów, Gilbercie! do widzenia, panie hrabio! a życząc wam jak i im dobrej podróży, powtórzę ich zwykłe słowa: Niech Bóg ma was w swej świętej opiece!
I prorok, skłoniwszy się przyjaźnie Gilbertowi, a z dworskością Charnemu, odszedł ścigany niespokojnym wzrokiem jednego i pytającem spojrzeniem drugiego.
— Kto jest ten człowiek, doktorze? — spytał Charny, gdy ucichł odgłos jego kroków.
— Jeden z mych przyjaciół — rzekł Gilbert człowiek, który wie o wszystkiem, ale dał słowo, że nas nie zdradzi.
— A nazwisko jego? Gilbert zawahał się.
— Baron Zannone — rzekł.
— To dziwna — podjął Charny — nie znam tego nazwiska, a jednak twarz nie jest mi obca. Czy masz paszport, doktorze?
— Oto jest, hrabio.
Charny wziął paszport, rozwinął go szybko, a całkiem zajęty ważnością dokumentu, zdawał się chwilowo przynajmniej zapominać o baronie Zannone.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/554
Ta strona została przepisana.