Sam tylko pan de Gouvion zachował silniejsze podejrzenie. Uprzedzony przez kochankę, zaraz pod pozorem małego wojskowego zebrania, ściągnął kilkunastu oficerów gwardji narodowej; po pięciu umieścił przy różnych drzwiach, a sam z kilkoma starszymi, stanął przy drzwiach mieszkania pana de Villequier, na które polecono mu najbardziej uważać.
W tym samym czasie, przy ulicy Coq-Heron, Nr. 9, w znanym nam saloniku, młoda kobieta, piękna i spokojna na pozór, choć w duszy bardzo wzruszona, siedziała na kanapce, rozmawiając z młodym dwudziesto-kilkoletnim człowiekiem, który miał na sobie ubiór kurjera barwy słomkowej, z nożem myśliwskim, i trzymał w ręku okrągły kapelusz z galonem.
Młoda kobieta zdawała się nalegać, młodzieniec opierał się.
— Ależ powiedz, wicehrabio — mówiła — dlaczego od półtrzecia miesiąca swego pobytu w Paryżu, ani razu sam do mnie nie przyszedł?...
— Brat mój, od swego powrotu kilka razy polecił mi dać pani o sobie wiadomość.
— Wiem o tem, i tak jemu jak i tobie wdzięczną jestem, wicehrabio; ale zdaje mi się, że wyjeżdżając, mógłby sam przyjść mnie pożegnać.
— Widocznie było to dlań niepodobieństwem, skoro mnie to polecił.
— A podróż, którą macie przed sobą, czy będzie długą?...
— Nie wiem tego, pani.
— Widząc ubiór pana, mówię wy, bo musisz pan być także na wyjezdnem.
— Podług wszelkiego prawdopodobieństwa, opuszczę Paryż dziś o północy.
— Czy towarzyszysz pan swemu bratu, czy też w innym jedziesz kierunku?...
— Zdaje mi się, że pojedziemy ta samą drogą.
— Czy powiesz mu pan, żeś się ze mną widział?...
— Tak, pani, bo po silnych naleganiach, z jakiemi tu mnie wyprawił, widzę, że nigdyby mi nie przebaczył, gdybym zapomniał być u pani.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/556
Ta strona została przepisana.