Teraz szło o plan wyjścia.
Pani Elżbieta miała iść naprzód, prowadząc królewną.
O dwadzieścia kroków postępowałaby pani de Tourzel z delfinem.
Miedzy niemi pan de Malden, gotów jednym lub drugim nieść pomoc.
Biedne dzieci, weszły drżące w krąg światła, rzuconego przez latarnią u wrót pałacu i minęły pierwszy odwach bez przeszkody.
— Dobrze! rzekła pani Elżbieta — już przebyliśmy jeden krok niebezpieczny.
Przy bramie od placu Karuzelu spotkały szyldwacha.
Spostrzegłszy je, zatrzymał się w tejże chwili.
— Ciociu szepnęła królewna, ściskając za rękę panią Elżbietą jesteśmy zgubione, ten człowiek nas poznał.
— Moje dziecko — odparła pani Elżbieta — gorzej będzie, gdy się cofniemy.
I szły dalej.
Kiedy szyldwach o cztery kroki od nich się znajdował, odwrócił się i pozostawił im wolne przejście.
Czy człowiek ten poznał je w rzeczy samej? Czy wiedział jak dostojnych wypuszczał zbiegów? Księżniczki były o tem przekonane i tysiące błogosławieństw przesyłały nieznanemu zbawcy.
Za furtką spostrzegły niespokojne oblicze Oliviera.
Hrabia był owinięty w wielki płaszcz niebieski, a na głowie miał okrągły kapelusz ceratowy.
— A! mój Boże — rzekł zcicha — jesteście panie nakoniec! A król? a królowa?
— Idą za nami — rzkła pani Elżbieta.
— Proszę za mną — szepnął Charny.
I zaprowadził uciekające do powozu, stojącego na ulicy Saiut-Nicaise.
Fiakr jakiś stanął tuż obok, jakby chciał szpiegować.
— Cóż to, kumie — rzekł dorożkarz widząc zdobycz hrabiego de Charny — jesteś zajęty?
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/569
Ta strona została przepisana.