Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/570

Ta strona została przepisana.

Potem cicho do pana de Malden, rzekł:
— Weź pan dorożką — rzekł — i jedź do bramy Samt-Martin, tam poznasz powóz, który na nas czeka.
Oficer zrozumiał, skoczył do dorożki.
— Ruszaj żwawo do Opery! zawołał.
Opera znajdowała się wówczas przy bramie Saint-Martin.
Woźnica sądząc, że to lokaj, który ma czekać na swego pana przy wyjściu z Opery, ruszył, czyniąc tylko uwagą co do ceny:
— Pan wiesz, że już po północy? — rzekł.
— Wiem, jedź dobrze i bądź spokojny.
Ponieważ w owym czasie lokaje hojniejsi byli od panów, dorożkarz popędził konie w milczeniu.
Zaledwie skręcił na ulicą de Rohan, kiedy tą samą drogą, którą przeszły pani Elżbieta z księżniczką i pani de Tourzel z delfinem, Charny ujrzał idącego krokiem zwyczajnym, jakby wychodził z biura po całodziennej pracy, człowieka w popielałem ubraniu, z nasuniętym na czoło kapeluszem i z rękami w kieszeni.
Był to król.
Za nim szedł pan de Valory.
Idąc zgubił jednę z kokard od trzewika; pan de Valory podniósł ją z ziemi.
Charpy postąpił ku niemu; poznał króla dopiero po panu de Valory.
Był on jednym z tych, którzy w królu chcą zawsze widzieć króla.
Westchnął boleśnie, prawie ze wstydem.
— Chodźcie, Najjaśniejszy Panie, chodźmy — szepnął.
A ciszej do pana do Valory, dodał:
— A królowa?
— Królowa idzie z pańskim bratem.
— Dobrze: biegnij pan krótszą drogą, ja przejdę dłuższą, spotkamy się przy bramie Saint-Martin.
Pan de Valory poszedł ulicą Saint-Nicaise do ulicy św. Honoryusza, potem ulicą Richelieu i placem Zwycięstw na ulicę Bourbon-Villeneuve.