bywać z granicy, zamiast o dwie mile stąd i wyjechać od miesiąca, zamiast od dwóch godzin.
— Prawda... odrzekli gwardziści.
— Więc widziałeś króla przed dwiema godzinami? ciągnął pytający.
— Tak jest.
— I mówiłeś z nim?!
— Mówiłem.
— Cóż robił dwie godziny temu?
— Czekał tylko na wyjście generała Lafayetta, żeby się położyć.
— Znasz więc hasło?
— Bezwątpienia; generał, wiedząc, że mam wrócić około pierwszej lub drugiej zrana, dał mi je, abym się nie spóźnił.
— A hasło?
— Paryż i Poitiers.
— Prawda... rzekli gwardziści, to samo. Szczęśliwego powrotu, kolego, i powiedz królowi, żeś nas zastał czuwających u drzwi zamku, aby nie uciekł.
I usunęli się przed jeźdźcem.
— Nie zapomnę!... odparł tenże.
I ukłuwszy konia ostrogą, puścił się w bramę, gdzie zniknął.
— Gdybyśmy też poczekali, aż wyjedzie z Tuileries, żeby się dowiedzieć, czy widział króla? — rzekł jeden z gwardzistów.
— Ale jeśli mieszka w Tuileries — powiedział drugi będziemy czekać do jutra?
— To prawda — odparł pierwszy — a ponieważ król śpi Lafayette zasypia, idźmy spać i my z kolei, i niech żyje naród!
Trzydziestu patrjotów powtórzyła okrzyk: „Niech żyje naród!“ i poszli spać szczęśliwi i dumni, bo z samych ust Lafayetta dowiedzieli się, że niema obawy, aby król opuścił Paryż.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/580
Ta strona została przepisana.