Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/583

Ta strona została przepisana.

Nagle królowe, zatrzymała się, jakby jej nogi wzrosły w ziemię.
O ćwierć mili okazał się jeździec jakiś, tumanem kurzu osłonięty.
Marja-Antonina nie śmiała powiedzieć: „To hrabia de Charny“.
Ale wymknął się jej okrzyk:
— A! wiadomość z Paryża.
Król, który miał krótki wzrok, wyciągnął z kieszeni lornetkę.
— Ej! — rzekł — to, zdaje się, pan de Charny.
— Tak, Najjaśniejszy panie — rzekła królowa — to on.
— Wsiądźmy, wsiądźmy — rzekł król — dogoni on nas, a niema czasu do stracenia.
Królowa zapewne nie śmiała powiedzieć, że warto było poczekać na wiadomości, które pan de Charny przywoził.
Zresztą i tak jeździec pędził, co tylko koń wyskoczy.
On, także w miarą zbliżania patrzył uważnie i był zdziwiony, czemu olbrzymi powóz swoich podróżnych rozproszył.
Złączył się z nimi u szczytu wzgórza, gdzie się kareta zatrzymała.
Był to rzeczywiście pan de Charny, jak odgadły serce królowej i oczy króla.
Miał na sobie zielony surducik z szerokim kołnierzem, kapelusz z wielkiem rondem i klamrami stalowemi, białą kamizelką, spodnie obcisłe ze skóry i wysokie aż do kolan buty wojskowe.
Cera jego zwykle biała matowa, ożywiona była biegiem, a w błyskawicach, które źrenice jego rzucały i zaróżowiały twarz, w nozdrzach drgających, było coś zwycięskiego.
Nigdy królowa tak pięknym go nie widziała.
Westchnęła głęboko.
On zeskoczył z konia i skłonił się przed królem.
Potem złożył ukłon królowej.
Wszyscy zebrali się dokoła niego, oprócz dwóch oficerów, którzy oddalili się dyskretnie.
Zbliżcie się, panowie, zbliżcie — rzekł król — wiadomości, które pan de Charny przynosi, wszystkich nas obchodzą.