Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/585

Ta strona została przepisana.

drans go wyprzedzi, tymczasem, nagle na skręcie drogi koń jego uderzy nosem o tył powozu zatrzymanego, u którego dwaj oficerowie próbowali naprawie lejce. Hrabia zeskoczył z konia, przechylił głowę przez drzwiczki i poprosił króla, ażeby się ukrył a królowę, ażeby była spokojna. Potem otworzył kuferek, gdzie były przybory na wszelki przypadek; wyjął lejce i założył w miejsce przerwanych.
Kurjerzy tymczasem prosili o broń, ale król oparł się, mówiąc, że w każdym razie krew za niego popłynąć nie może.
Wreszcie lejce naprawiono, straż przyboczna wsiadła na kozioł, Charny na konia i ruszono w drogę.
Ale każda minuta była drogą, a stracono z pół godziny.
O drugiej przybyto do Chalons.
— Jeżeli nie zatrzymają nas do Chalons, powiedział król — wszystko pójdzie dobrze.
Do Chalons obyło się bez wypadku.
Król ukazał się na chwilę. Pośród gromadki otaczającej powóz, dwaj ludzie szczególniej przypatrywali się królowi.
Nagłe jeden z nich zniknął w tłumie. Drugi się zbliżył.
— Najjaśniejszy panie — rzekł półgłosem — nie pokazuj się tak, bo się zgubisz.
— Dalejże próżniaki! czy to tak obsługuje się zacnych podróżnych, którzy po trzydzieści sous płacą?...
I sam wziął się do roboty, pomagając pocztyljonom.
Był to właściciel poczty.
Wreszcie konie zaprzężono, pocztyljoni usadowili się. Pierwszy z nich popędza swe konie.
Oba padają.
Pod razami batów konie się podnoszą, chcą ruszyć z miejsca, gdy z kolei padają konie drugiego pocztyljona.
Pocztyljon leży pod niemi.
Charny, czekający w milczeniu, wyciąga człowieka z pod koni, który tam swoje buty zostawił.
— O! panie — wola Charny do pocztmistrza, o którego wierności nic nie wie — jakież nam dałeś konie?
— Najlepsze, jakie miałem! — odpowiada tenże. — Tylko konie tak się zaplątały w zaprzęg że niepodobna ich uwolnić.