Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/587

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XLIII.
FATALNOŚĆ.

Fryzjer królowej, Leonard, nie sądził, że jedzie daleko.
Dlatego przybywszy do Bondy, gdy powóz się zatrzymał, odetchnął i chciał wysiąść.
Ale pan de Choiseul zatrzymał go, mówiąc:
— To nie tutaj jeszcze.
Konie były naprzód zamówione: w kilka sekund powóz ruszył z miejsca.
To samo powtórzyło się w Claye, a wtedy Leonard:
— A! mości książę — zawołał — czyż my na koniec świata jedziemy?
— Słuchaj, Leonardzie — rzekł doń wtedy poważnie pan de Choiseul — ja cię wiozę nie w okolicę Paryża, ale na granicę.
Leonard krzyknął, oparł ręce na kolanach i patrzył na księcia osłupiały.
— Na... na... granicę?... — bełkotał.
— Tak trzeba dla dobra królowej. Tego królowa żąda.
Na takie dictum Leonard zamilkł.
Jechali szybko jak wiatr; w Montmirail kurjer zamówił dla nich wieczerzę i dwa łóżka, tam mieli resztę nocy przepędzić.
Zastali wszystko gotowe.
Po wieczerzy podróżni położyli się spać, zamówiwszy powóz na czwarta zrana. O świcie wyruszyli w dalszą drogę.
O dziesiątej przybywają do Chalons, o jedenastej stają w Pont-de-Sommevelle. Dowiadują się, że huzarów jeszcze niema. Zatrzymują się w domu pocztowym, gdzie pan de Cholseul najmuje pokój i ubiera się w mundur. Leonard z niepokojem i westchnieniami patrzy na te przygotowania.