I obadwaj oddalili się placem, do mieszkania margrabiego Dandoins.
Charny odchodząc, polecił jednemu z wachmistrzów, uważać na wszystkie ruchy Droueta.
Nagle Charny słyszy wielkie krzyki i te wyrazy:
— Król!... królowa!...
Biegnie więc, zalecając panu Dandoins, aby mu konie na rynek przyprowadzono. Całe miasto w ruchu. Zaledwie margrabia i Charny opuścili plac, Drouet jakby na to tylko czekał, bo zawołał:
— Powóz, który przejechał, jest królewski!... Król, królowa i dzieci Francji siedzą w tym powozie!...
I popędził galopem w ślady króla.
Wtedy pogłoska, że król był w tym powozie, rozchodzi się i stąd krzyki, na których odgłos przybiegł Charny.
Wreszcie nadchodzi służący z końmi. Charny chwyta cugle jednego z nich, skacze nań, popędza ostrogą i odjeżdża w ślady Droueta, nie słysząc ostatnich słów pana Dandoins: „pistolety nie nabite!...“ Tymczasem powóz króla, poprzedzany przez Izydora, pędził z Sainte Menehould drogą do Clermont.
O dziewiątej król staje tam wreszcie, w pięć kwadransów ujechano cztery mile.
Izydor wciąż jechał przodem.
Przed miastem, pan de Damas uprzedzony przez Leonarda, czeka na króla; poznaje liberję kurjera i zatrzymuje Izydora.
— Panie — rzecze — w powietrzu wieje prąd buntu, który mnie przeraża i wyznaję, że nie odpowiadam za moich dragonów, jeżeli króla poznają. Mogę tylko stanąć ztyłu za powozem i tamować drogę możliwym napastnikom.
— Czyń, co uważasz za najlepsze — rzekł Izydor — oto król!...
I pośród ciemności ukazuje mu powóz, który poznać można po iskrach, dobywających się z pod kopyt końskich.
Powóz ten niezbyt wspaniały, zwraca jednak uwagę i obsypuje go gromadka ludzi.
Pan de Damas stał przed pocztą, udając, że nie zna dostojnych podróżnych.
Izydor zbliżył się do karety i rzekł zcicha:
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/591
Ta strona została przepisana.